Płyty szelakowe - polskie firmy fonograficzne po 1945
Jak zniszczono niezależny polski przemysł muzyczny. Historia prawdziwa.
Tym razem będzie o szelakach. I choć akcja tej historii rozgrywała się zaraz po II Wojnie Światowej, w czasach wielkiego optymizmu i odbudowy kraju, opowieść zdecydowanie nie należy do radosnych. Nie każdy zdaje sobie sprawę, że pierwsze powojenne lata były epizodem w polskiej fonografii, który dziś śmiało można określić okresem widmo. Podobne zamiary mieli ludzie odpowiedzialni za funkcjonowanie ówczesnego rynku muzycznego. Dla nich naturalną koleją rzeczy było przywrócenie sytuacji sprzed wojny. A warto wspomnieć, że oprócz słynnej polskiej Syreny Record, działały wtedy w kraju także filie największych światowych wytwórni: m.in. Columbii, Odeonu czy Parlophone. Nikt nie miał jednak wątpliwości, że wznowienie produkcji przez zagraniczne firmy było już w Polsce niemożliwe. Dlatego przedsiębiorcy musieli zacząć liczyć tylko na siebie.
Pierwszym bohaterem tej opowieści będzie Mieczysław Wejman – jedna z najważniejszych postaci polskiej fonografii. Jeszcze w czasie wojny nielegalnie tłoczył płyty na starych, ukrywanych matrycach Syreny, a w 1945 przeniósł ocalony sprzęt do Poznania, gdzie otworzył pierwszą w Polsce prywatną wytwórnię płytową Mewa, działającą przy ul. Kościelnej 17. Przedsiębiorstwo działało bardzo dynamicznie, lansując przebój za przebojem. Wejman dał się poznać również jako łowca talentów – odkrył m.in. Tadeusza Millera. Utwór „Kwiat Paproci” w jego wykonaniu, wydany na płycie Mewy w 1947 roku sprzedał się w jak na owe czasy rekordowym nakładzie 15 tysięcy egzemplarzy! Kolejną gwiazdą nagrywającą w poznańskiej wytwórni była Marta Mirska. Płyty wydawane przez Wejmana miały dwie wersje labela – jeden z Mewą, a drugi z napisem „Melodje”. Ceniono je za wysoką jakość dźwięku.
Tymczasem w Warszawie powstała kolejna prywatna wytwórnia. Założycielem był nikt inny jak Mieczysław Fogg. Jego lokal przy ul. Koszykowej początkowo mieścił kawiarnię, w której artysta codziennie dawał recitale. Jednak w roku 1946 otworzył tam wytwórnię Fogg Record. Maszynę do tłoczenia płyt dostał w prezencie od Ignacego Singera, przebywającego w Stanach Zjednoczonych. Był to wyraz wdzięczności za pomoc w wydostaniu się z getta i załatwienie ucieczki za granicę. Wytwórnia Fogg Record wydawała przede wszystkim płyty z repertuarem swojego właściciela, choć pod jej skrzydłami znalazł się również Chór Czejanda.
Trzecią wytwórnią, działającą na Śląsku był Gong, założony w 1946 w Krakowie, a następnie przeniesiony do Katowic. O tej firmie wiadomo najmniej. Mówi się, że płyty Gongu miały najgorszą jakość, ze względu na gorsze warunki studia nagraniowego. Mimo to, nagrania ze Śląska rozchodziły się jak świeże bułeczki wśród melomanów. Wytwórnia miała nawet swoje gwiazdy – Siostry Do-Re-Mi, najsłynniejszy wówczas kobiecy zespół wokalny.
Na koniec pozostało mi tylko wspomnieć o dawnym, przedwojennym Odeonie. W zachowanym budynku produkcyjnym przy ul. Płockiej 13 w Warszawie otwarto Polskie Zakłady Fonograficzne, w 1948 roku upaństwowione i przekształcone w Muzę. I właśnie to przedsiębiorstwo już wkrótce dosłownie zniszczy konkurencję…
Wydawać by się mogło, że wszystko zmierza ku dobremu, a polskie społeczeństwo wreszcie ma i kogo, i z czego słuchać. Ale sielanka trwała tylko kilka lat. Nastał rok 1950, kiedy nowa władza, już pewnie zadomowiona w Polsce, postanowiła ostatecznie rozprawić się z prywatną gospodarką. Wtedy też zlikwidowano Mewę, Fogg Records i Gong. Ale zaprzestanie produkcji to było zbyt mało. Postanowiono całkowicie zniszczyć 5-letni dorobek polskiej fonografii i całkowicie zatrzeć po nim ślady. Płyty już wytłoczone natychmiast wycofano ze sklepowych półek, a w zamykanych wytwórniach przeprowadzono gruntowne inspekcje. Najbardziej dostało się śląskiemu Gongowi. Jak pisał Filip Łobodziński:
„Wszystkie zalegające płyty i matryce perfidnie zniszczono i zadeptano, a szczątki szuflami zrzucano przez okno do podstawionej ciężarówki.”
Melomani, którzy przed reformą zdążyli zdobyć płyty prywatnych wytwórni, prędzej czy później i tak się ich pozbyli. Wszystko przez perfidny przepis, który zezwalał na zakup jednego nowego krążka jedynie po oddaniu dwóch starych. Nie da się policzyć, ile tysięcy egzemplarzy z utworami Marty Mirskiej, Fogga, ale też z unikatowymi jazzowymi nagraniami poszło na przemiał. Przy likwidacji Fogg Records zniszczono nawet wszystkie katalogi wydawnicze firmy. Dlatego nie dość, że większość nagrań przepadła, to jeszcze po części z nich nie pozostał nawet ślad na papierze.
Śmiało można powiedzieć, że pierwsze lata socjalizmu w Polsce równie mocno zniszczyły pewien sektor polskiej kultury, co cała II Wojna Światowa. Miejmy nadzieję, że był to ostatni taki przypadek w naszej historii.
źródło : https://portalwinylowy.pl/historia/jak-zniszczono-niezalezny-polski-przemysl-muzyczny
Polskie Zakłady Fonograficzne „Odeon” 1945 – 1948
Miesiąc po zakończeniu niemieckiej okupacji Warszawy, w lutym 1945, na terenie fabryki przy Płockiej działali już Polacy, którzy pod kierownictwem (od 22 lutego) Eugeniusza Witkowskiego organizowali polskie – już nie tylko z nazwy – przedsiębiorstwo. W tym początkowym okresie zakłady podlegały Centralnemu Zarządowi Przemysłu Metalowego. 20 czerwca 1945 funkcję dyrektora powierzono Mieczysławowi Wejmanowi, który kierował pracami Polskich Zakładów Fonograficznych „Odeon” w latach 1945 – 1946. Wejman wraz z rodziną mieszkał wtedy w Poznaniu.
W czerwcu 1945 przy Płockiej uruchomiono ręczną tłocznię i ukazały się pierwsze płyty polskiego Odeonu. Nowych nagrań z oczywistych względów nie było, wykorzystywane więc były stare, ocalałe matryce z materiałem zarejestrowanym jeszcze przed wojną. Także naklejki jakimi opatrywano płyty miały ten sam wzór: na granatowym lub wiśniowym tle klasyczna budowla, z napisem Odeon w podstawie. Zmieniono oczywiście dawny system numerowania: po literze N następował ciąg cyfr, z których dwie pierwsze oznaczały rok produkcji (45 – rok 1945), a dopiero kolejne były właściwym numerem katalogowym. Pierwszej płycie nadano więc numer 45001. Była to dwuczęściowa wiązanka melodii zatytułowana „Polskie kwiaty” (w opracowaniu Wojciecha Osmańskiego). Napis na naklejce informował, że wykonawcą jest orkiestra pod dyrekcją Sielskiego. Było to nagranie Odeonu dokonane przed wojną, a Reprezentacyjną Orkiestrą Policji Państwowej m. st. Warszawy kierował jej wieloletni dyrygent Aleksander Sielski.
W 1945 Odeon wydał 245 tytułów. Były to, podobnie jak płyta z numerem 1, dawne nagrania z zachowanych starych matryc. W 1946 ukazało się 11 nowych płyt (wszystkie matryce do nich powstały jesienią 1946 w poznańskiej Mewie, która posiadała swoje studio i sprzęt nagrywający). Pierwszy katalog nagrań, jakimi dysponowały Polskie Zakłady Fonograficzne „Odeon” ukazał się w 1946, kolejny – wydany w grudniu 1947 – obejmował ok. 250 pozycji (nowych i wznowień).
We wrześniu 1946 wytwórnia (głównie ze względu na wymagania cenzury, która nad takim obiektem musiała sprawować szczególny nadzór) podlegała już Ministerstwu Kultury i Sztuki. Tworzyła część Zjednoczonych Zakładów Przemysłu Muzycznego w Warszawie.
Gdy zakłady przy Płockiej mogły już prowadzić normalną działalność, Wejman stracił pracę. W 1947 szefem wytwórni został Olgierd Straszyński. W książce „Piosenka przypomni ci” Dariusz Michalski pisze, że Straszyński był kierownikiem, ale muzycznym (s. 158).
21 kwietnia 1948 nazwę wytwórni zmieniono na Zakłady Fonograficzne w Warszawie. Na naklejkach płyt również pojawiły się zmiany. Dawną kopułę zastąpiono klasycznym odeonem, przed którym pojawiła się kobieca postać (trzymany przez nią instrument – aulos wskazuje, że jest to Euterpe, muza poezji lirycznej i gry na aulosie (bądź flecie). Napis w podstawie budynku to MUZA i tak też zaczynają być nazywane całe zakłady.
źródło : https://pl.wikipedia.org/wiki/Odeon_(wytw%C3%B3rnia_p%C5%82ytowa)
Inne informacje: naklejki, numeracja płyt,
Płyty nagrywane przez wytwórnię miały średnicę 25 cm i odtwarzane były z prędkością 78 obr./min. Tworzywem była masa szelakowa. Dopiero pod koniec swego istnienia Muza zaczęła produkować drobnorowkowe płyty długogrające: były to 25 cm albumy z literą L przed numerem katalogowym. W Muzie ukazało się ich tylko kilka, pozostałe albumy z tej serii noszą już na naklejkach nazwę Polskie Nagrania.
W czasie, gdy kolejne zakłady wydawały płyty z nazwą Muza na naklejkach, kilkakrotnie zmieniano wygląd owych naklejek-etykiet (jedynym stałym elementem był napis Muza). Płyta nosząca numer 1001 spotykana jest z trzema różnymi naklejkami: z wzorowaną na przedwojennych (i tuż powojennych) płytach Odeonu – starożytna budowla, nazwa wytwórni w jej podstawie, ciemnoniebieskie tło, nowością była postać muzy przed odeonem, na innej etykiecie w jej górnej części umieszczono niezbyt duży napis MUZA, pod nim dwie splecione gałązki laurowych liści, trzeci wzór to popularny „grzybek” (wszystkie trzy odmiany posiadają ten sam numer katalogowy). Są też płyty (z numerami z pierwszej dwudziestki), z naklejkami wykonanymi bardzo profesjonalnie: w górnej części mają dużą MUZĘ na srebrnym tle, pod napisem rysunek stylizowanego kamertonu w kręgach rozchodzących się dźwięków. Są jednak spotykane też inne naklejki Muzy, wykonane niemal chałupniczo. Trudno określić, który z tych wzorów stosowany był najwcześniej – ukazujące się wznowienia często miały już nowy wzór naklejki (a numer katalogowy płyty był ten sam). Później pojawiają się płyty, których naklejki występować będą niemal do końca produkcji: zaokrąglone linie pod napisem „muza” tworzą jakby kapelusz „grzybka” („korzeń” okalał otwór płyty). Wzór występujący na płytach z końca produkcji był najskromniejszy: tylko napis „muza”. Wydania specjalne (np. kronika dźwiękowa festiwalu młodzieży czy konkursów chopinowskich) miały swoje odrębne wzory naklejek i kolorystykę.
Mimo różnych zmian następujących w wyniku powtarzających się reorganizacji, numeracja płyt szybkoobrotowych była kontynuowana (płytę nr 1001 wydały Zakłady Fonograficzne, Zakład Nagrań Dźwiękowych przekazywał numerację Polskim Nagraniom wtedy, gdy ukazywały się płyty oznaczane numerami około 2500). Zmiana rodzaju naklejek na płytach też nastąpiła „płynnie”: przez pewien czas naklejki „Muza” i „Polskie Nagrania” na płytach szybkoobrotowych występują naprzemiennie. Część płyt, wydanych już po likwidacji „Muzy”, ma jeszcze naklejki starych zakładów.
źródło : https://www.ס.pisz.pl/Zak%C5%82ady_Fonograficzne_w_Warszawie_(Muza)
W roku 1962 produkcję szelaków przeniesiono do Fabryki Prochu w Pionkach (skąd przez lata sprowadzano masę szelakową dla Polskich Nagrań ), ale był to łabędzi śpiew dla płyt szelakowych, za progiem już czekały płyty winylowe i ostatecznie produkcja płyt szelakowych w Polsce zakończyła się w 1962 roku.